Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się Julja po chwili nie obracając się ku niemu — Słyszę jak się wyrywa! Nie zabieram drogiego czasu. Wierna żona czeka na ciebie w domu.
Niepodobna opisać, z jakim szyderskim przyciskiem wymówiła Julja wyraz, wierna, jak szydersko się potém rozśmiała, jakie to wszystko razem wrażenie uczyniło na biednym Adolfie.
Zadrżał, pobladł, poczerwieniał, oburzył się, przestraszył, zaciął konia, odwrócił się, spójrzał jeszcze, litość nad opuszczoną wstąpiła do jego serca; uderzył konia i wstrzymał raz jeszcze, chciał cóś powiedzieć, milczał, ale oczyma i duszą patrzał na Julją, czekając jak się to skończy. Julja milczała długo, uporczywie, szydersko, oczu nawet nie chciała na niego obrócić, lecz po długiéj chwili spójrzała nareście i widząc go jeszcze przed sobą, z takim samym jak wprzódy uśmiechem, spytała.
— Czegoż stoisz i czekasz? Wierna Matylda nie zabroniłażci jeszcze rozmawiać ze mną? z upiorem? Nie kazała ci mnie omijać? Biedna, boi się zapewne żebym jéj jedynaka nie odebrała!! A! a! nie potrzebuję już teraz pana Adolfa na ratunek od psa, nie boję się wściekłych psów,