Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a czy jeden, do grobu, swoje tylko łzy przyschłe na zimnéj twarzy, poniósł — gdy każdy z jego bliskich, z otaczających, oszczędzał swoich na straty dotkliwsze, na nieodbite potrzeby, na własne interessa, na kupna (wszak się i kupuje łzami?) Łzy jak pieniądz, drogie — i nie dają się darmo, kobiéty tylko nieuważne szafują niemi i dzieci, w końcu też dla nich samych, często im ich zabraknie. A biada temu, kto łzy niéma, bo krwią zapłakać nie można, nieszczęśliwy kto płakać nie może.
Ale znowu, pytam co za potrzeba była rozprawiać tak długo, o śmierci, o łzach, gdy tu właśnie wypada opisywać wesele? Przepraszam, nie wiedzieć jak do tego przyszło.
Spójrzcie, to się zowie weselem! Sala oświecona rzęsiście, wśród niéj grona wystrojonych kobiét, uśmiechających się, lubieżnych, szukających mężów sobie, na cudzém weselu, — Muzyka oddycha radością, którą zapewne mają malować dobitnie dyssonanse pierwszego skrzypka. — Wniknij w te serca, bijące żywiéj w łonach pokrytych białemi kamizelkami i gorsetami — Czegoż one biją tak mocno, z uczucia czy ze znużenia, od walca czy od radości, od tego