Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

da, oczy od dawna łzami przygasłe, mogąż ci wystarczyć — Nie, nie! Zwiędły kwiatek politowanie tylko wzbudza, tobie potrzeba by świeżéj twarzy, wesołych oczu, ożywionego humoru — ja niemam tego wszystkiego, ty kochać mnie, ty ze mną żyć nie możesz — Adolfie — powiedź, jutro, dziś będziesz wolnym —
— Matyldo! na Boga, nie mów tego, zawołał Adolf — Nic nie chcę bez ciebie, ja cię kocham — A gdyby nie ta kobieta, nie byłoby chmury między nami!
— Więc i ją kochasz także?
— Ja? ja się tylko jéj boję — cicho odpowiedział Adolf, zdaje się, że przeznaczenie wmięszało ją do mego życia, aby psuła moje szczęście — Matyldo, przebacz mi ten raz, przebacz słabości — będziemy szczęśliwi, zapomnij winy! Ciężko za nią w duszy odpokutowałem!
— Przebaczyć! odpowiedziała Matylda zbliżając się ku niemu — Jam ci od razu przebaczyła, jam nie miała gniewu w sercu. Proszę cię tylko, przyrzeknij mi przed tém niebem, że odtąd żadnych dla mnie tajemnic mieć nie będziesz — Złe i dobre wszystko nam wspólném być powinno, niema miłości gdzie są tajemnice