Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

daj mi siłę na oparcie się ludziom, którzy władają mną jak dzieckiem, daj mi stałość, a będziemy szczęśliwi — Ja jestem słaby, daję sobą powodować, kto chce kieruje mną —
— Czemuż ja kierować nie mogę? cicho ze łzami odezwała się Matylda i poszła do okna patrzéć nic nie widząc, na lasy, xiężyc i noc spokojną, kołyszącą się między niebem a ziemią. Adolf stał w miejscu, oczy jego obłąkane szły za Matyldą, drżąca ręka miotała listem, który na drobne darł kawałki. Zegar bił północ.
Znowu to straszne nastąpiło milczenie w którém wahała się niepewna przyszłość. Okropna to była chwila. Adolf sparty o komin, patrzał machinalnie na skazówki zégaru. Matylda stojąc w oknie łzy ocierała. Po chwili odstąpiła od okna i ostatnią łzę otarłszy, zbliżyła się do męża.
— Jeszcze raz cię proszę, odezwała się, powiedź mi szczerze, powiedź otwarcie, chceszli wolności? Ja ci ją powrócę, powiedź tylko że tego żądasz. Ja oddawna myślałam, przewidywałam, lękałam się, że ty ze mną szczęśliwym być nie potrafisz. Tyś młody, potrzebujesz wdzięków, ja tylko miłość daję, ta twarz bla-