Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Matyldo, przerwał Adolf, zabijasz mnie tą mową, na którą zasłużyłem prawda, lecz jak mnie dręczy! a! tego nie wypowiem! Chcesz prawdy szczeréj, wyznania — Na Boga, ja cię nigdy nie przestałem kochać, chyba ty — I nie dziw mi po tém co się stało, mogłaś stracić serce do mnie.
— Ja! do ciebie! zakrzyknęła Matylda, ja! Moje oddalenie od świata, od ciebie, byłoby jeszcze ostatnim tylko miłości dowodem, miłości któréj nic nie złamie. Myślisz że, iżbym poleciała, szukać na świecie, między ludźmi, wynagrodzeń, drugiego szczęścia? Nie! Ukryta gdzieś dokończyłabym tego życia — Na cóż mam ci psuć chwile, które bezemnie roskoszniéj przepędzasz.
Adolf milczał znowu, chciał się wynurzyć, nie wiedział od czego zacząć, wahał się, bąkał.
— Jakże cię przekonam, zawołał wreście — Nie uwierzysz przysiędze, bom złamał przysięgę, wszystko przeciw mnie swiadczy. Pojechałem za Julją do Lublina, ale ciebie jedną kochałem tylko. Własną spokojność, szczęście twoje, poniosłem jéj w ofierze, ale ciebie kochałem. Wytłumacz to, bo ja nie potrafię —