Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zbliżył do drzwi, wziął fuzją, podjął dekiel, spojrzał czy jest proch na panewce i postawił ją znowu. Matylda wiodła za nim oczyma, drżąc ze strachu, on sam nie wiedział co czynił, i niejako instynktowie to tylko zrobił, bez myśli. Zona zbliżyła się do niego, jéj serce już wyrywało się do zgody i przebaczenia, wzięła go za rękę i srébrnym swym, miłym ozwała się głosem.
— Bądź ze mną szczérym Adolfie — proszę cię otwórz się smiało przede mną, więcéj nic od ciebie nie żądam nad zupełną otwartość. Jeśli ja ci na świecie do szczęścia zawadzam, łatwo się uwolnisz ode mnie. Powiedź słowo, a zniknę jak ta chmura za domem. Przypomnij sobie, jam przeczuwała że tak będzie, jam wiedziała że ty mnie długo kochać nie możesz, jam się opierała naszemu związkowi — Powiedź, powiedź mi szczérze — przyszłaż już chwila przesytu i nudy dla ciebie, jestem-li już w twojém życiu za nadto? Powiedź, powiedź mi proszę. Zostaniesz sam, panem swéj woli, nie będzie ci ciężyć myśl, że jest ktoś w domu, o którego szczęście starać się musisz — Słuchaj, powiedź mi prawdę — jeżeli —