Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wchodził. Postawił broń u progu, spójrzał na łóżka nietknięte i odezwał się po cichu.
— Jeszcześ się nie kładła Matyldo?
Ona obejrzała się na niego ze łzami w oczach i odpowiedziała smutnie.
— O! nie jeszcze.
Po głosie, po oczach i odpowiedzi, poznał Adolf, że Matylda wiedziała o wszystkiém i cały drżący jak winowajca, oczekiwał wybuchnienia niechybnéj, wiszącéj nad głową burzy. Zdjął z siebie powoli burkę i położył ją na krześle. Oboje milczeli — milczenie to, było istną ciszą przed burzą. Adolfa pot zimny oblewał, a po twarzy Matyldy przemykały się łzy błyszczące jak gwiazdki spadające po niebie w noc pogodną.
Po długiéj, ciężkiéj milczenia chwili, Matylda podała mężowi list ze stołu, a sama poszła i usiadła w kątku. On go pochwycił drżącą ręką, przebiegł oczyma, pobladł, z trzech słów treść wyssał całą i stał zmieszany nie śmiejąc ust otworzyć, wyrzec słowa, zacząć rozmowy. Matylda łatwo postrzegła pomięszanie i sama nieśmiało poczęła.
— Prawdaż to Adolfie, rzekła, co czyta-