Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

razy chciał jéj paść do nóg, wyznać, że ją oszukał, ale wstyd go wstrzymywał. Tymczasem list Półkownika nadszedł.
— Adolf był na polowaniu — noc nadeszła jesienna, gwiazdy i xiężyc zaświeciły, chmury napędziły się na niebo, wiatr dąć zaczął i ostatek liścia otrzęsać, nim on powrócił. Na podwórzu domowém cicho było, tylko czasem pies zaszczekał, wróbel świergotnął, na wodzie w stawie plusnęły ryby lub wiater zaświstał przelatując.
W pokoju sypialnym paliły się świece na stole, a przez okno walcząc z ich światłem, patrzał xiężyc blady. W pokoju jedna siedziała Matylda, stały posłane łóżka, zégar na kominie dobijał jedénastéj. Adolfa jeszcze nie było z polowania — przed Matyldą leżał list Półkownika. Oko biednéj żony zwracało się często, to na drzwi, to na papier, zraszając się łzami. Potém machinalnie spoglądała na xiężyc, na łóżka, na świece, na podłogę, wzdychała, i dumała głęboko.
Po cichu drzwi się otwarły, ona odwróciła się. Adolf z fuzją w ręku w ubiorze myśliwskim,