Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zanotuję to sobie — A więc, jak miarkujesz na to wszystko wiele by potrzeba?
— Beczułeczkę! byle dobrego.
— Ale piéniędzy, nie wina, piéniędzy się pytam wiele by potrzeba? wiele mi dasz?
— A! a! um! Wiele? Ale ja niewiém! To trudno! Zresztą naści kluczyk. Tam w moim pokoju, w kantorku, w szufladce, po prawéj ręce, w drugiéj od góry, znajdziesz dukaty, rulonami od pięćdziesięciu każdy. Weź tam ile ci potrzeba, a zostaw karteczkę ile wzięto.
Julja z przymileniem złapała kluczyk, pobiegła do gabinetu, otworzyła biórko, potém szufladkę. Jaki ją widok uderzył! Rulonów leżało bez liku, a w nich tyle uśpionych roskoszy, tyle uczuć, tyle wypadków! Ach! pomyślała sobie Julja, jakby to z tym można żyć wesoło! Suknie, bale, powozy, stroje! wszystko by za to kupić moża! Za tym talizmanem przyszedłby rój przyjaciół, sług, posługaczy szczęścia, głodnych złota, którzyby za nie wszystko zrobili. Potém sparła się na kantorku i zamyśliła się wiele wziąść.
Naprzód porwała trzy rulony, napisała na kawałeczku papieru — Wzięłam dukatów 150.