Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Więc pani —
— Ja dość dobrze spałam. Wiész Półkowniku, że jestem na wyjezdném?
— Dokąd?
— Do Lublina.
— Po cóż?
— Tysiąc jest konieczności i potrzeb, odpowiedziała szybko Półkownikowa. Naprzód proces z sukcessorami Pana Żołądkiewicza, któren mnie obchodzi, bo na téj zależności oparłeś część mego zapisu —
— A! a! i cóż tam pani w processie poradzi?
— Jużciż kiedy Waszmość zaniedbujesz, zdajesz się na ludzi, zapominasz o wszystkiém, to choć ja pilnować się muszę. Adwokata ugodzę, interes przełożę, zapłacę komu trzeba, będę u Sędziów.
— Ale na cóż to, rzekł zafrasowany Półkownik; kiedy tego potrzeba, to, to ja pojadę.
— Ty, ty byś pojechał? zawołała żywo ze śmiechem Julja, a choćbyś pojechał, cóż tam zrobisz? Będziesz palić fajkę i spać a oni co zechcą, to pokręcą, pofarbują, aby ci tylko oczy zamalować — Daj pokój, już ja pojadę sama.
— No! no! odpowiedział Półkownik siada-