Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mogę ci przywieść ile każesz.
— Nie poznasz się na tém mój drogi — potrzebuję też kapelusza zimowego.
— Napiszesz do Pani Ruban, ona ci do twego smaku wybierze.
— Muszę też sobie zrobić zapas trzewików, bo mi zupełnie wyszły —
— Dasz miarę, przywiozę wiele zechcesz.
— Wierzę! ale się pewno za oczyma robione na nic nie przydadzą.
— No, ależ sama miarkuj, godzi się to narażać zdrowie dla takich fraszek? Znasz siebie, ta podróż, to choroba gotowa. Gdybyż była przyczyna, konieczność, ale takie bagatele; mogęż pozwolić, abyś się narażała tak nieuważnie?
— Zdaje ci się! nic by mi się nie stało! Pojadę i wrócę zdrowiuteńka.
— Ale ja na to nigdy nie pozwolę, jeśli koniecznie uprzesz się jechać ze mną, ja sam gotowem się zrzec podróży.
— Ach! to byś najśliczniéj zrobił!
— I mnie by to najmiléj było, zostać z tobą, ale znowu, czy podobna sprawy zaniechać, zapomnieć o wszystkiém, opuścić ręce, zakuć się w domu.