Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z oczekującą na nich Matyldą, tak powolnie zdały im się biedz konie; lecz milczeli i wstydzili się siebie prawie, ukrywając wzrastającą niecierpliwość. — Przybyli nareście, na ganku był stolik nakryty do herbaty, czekała ich Matylda.
Bóg wie od jak dawna postrzegłam i poznałam powóz, odezwała się do wysiadających, kazałam zaraz nakryć tu do herbaty. A cóż ten testament?
— Testament, rzekł Prezes powoli siadając, testament był dziwny. Cóżbyś naprzykład powiedziała, gdyby — —
Chciał widocznie trochę zniecierpliwić córkę; lecz ona końca słów nie doczekała a z miny Adolfa domyśliła się szczęścia. Adolf oddychał cały, jaśniał zwycięztwem, był szczęśliwy, bo mógł ofiarować kochance imie i majątek; ona zasmuciła się prawie, jéj ofiary się zmniéjszyły. Kiedy on był sam jeden, bez przyjaciół, bez imienia, bez majątku, chciała go aby mu dać wszystko czego mu brakło; teraz kiedy los wracał co na chwilę odebrał, żałowała że sama prawie narzuciła mu się, myślała że on może szukać sobie większego szczęścia, że może znaleść większe.