Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co pan chce robić? co? mnie i siebie gubić? Tak jest jak mówię.
— Kłamiesz — zawołał podróżny — ja muszę wiedziéć co się z dzieckiem stało, abym siebie oczyścił. Dałem ci je na wychowanie. Miałeś kobiétę wziąść i hodować dziecię aż by dorosło... na toś pieniądze wziął...
I otrząsnąwszy się od chwytającego go za rękę Mikołaja, podróżny drzwi otworzył, baby wołając...
Pawlicha, która wszystko przez szpary widziała, odskoczyła naprzód za próg, aby ją na podsłuchach nie pochwycono, potém przybiegła... Miała ona żal do Mikołaja za twarde i nielitościwe obchodzenie się, a podejrzywała go że coś mu na sumieniu ciężyć musiało; gotowa więc była przeciw niemu świadczyć.
— Dawno on tu przybył? zapytał podróżny Pawlichy.
Zaczęła liczyć na palcach, przypomniała że tego właśnie roku, córka jéj zmarła na Zielone Święta, i obrachowała łacno lata.
— A miał z sobą dziecko gdy do was przyszedł?
— Mogę choćby i przysiądz na Ewanielii — odezwała się Pawlicha — bo co prawda to prawda, że samiusieńki jeden przyszedł i nigdy nikogo przy sobie nie miał.
Mikołaj spuchłą, czerwoną pięść wyciągnął — babie grożąc.
— E! co mnie tam — dodała — ja dla waszeci sumienia mego nie zaprę i duszy gubić nie będę. Nikogo nie było...
Podróżny dobył pieniędzy i dał babie, nie potrzeba już było za drzwi ją wyprawiać. Mikołaj się zwlókł do łóżka, i siadł na niém milczący...
— Nie zmarła tu — to zmarła wprzódy... rzekł z gniewem... Chorowite było dziecko... darmom na ręku się je nadźwigał. Cóż pan myślisz że ja zbój jestem... dzieciobójca... co? że ja dziecku życie odjąłem. Tak mi Boże grzechy odpuść — tegom nie zrobił, na przenajświętszy Sakrament przysięgnę. Bóg widzi przysięgnę.
— Mów że mi całą prawdę! mów mi ją zaraz! grożąc zawołał podróżny...
— Co mam mówić! dziecko umarło... Spuściwszy głowę odezwał się Mikołaj.
— Gadaj bo będzie źle — krzyknął nalegając gość ów natarczywy, mam cię w ręku, postawię cię przed sąd...