Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jestem szczerym jej przyjacielem, wielbicielem. Na co nam grozisz tym, że chcesz zerwać z nami?
— Dobrze, bądźmy szczerzy, panie hrabio; powiedz mi więc, dlaczego wymagacie po mnie ofiary życia, spokoju, swobody, dla waszej zabawy i przyjemności? Przypuszczam, jeśli każesz, hrabio, że miło wam posłyszeć moje granie, że rozrywam rozmową, że wypełniam jakąś próżnię w salonie; i czyż godzi się, byście mnie skazywali na ten żywot bawicielki i monsterka? Tymi biednymi talentami nie potrafię nic zyskać nad oklask chwilowy, chłodny, który rozbrzmi i rozejdzie się prędko. Chcecie więc zabić mnie na ofiarę?
— Nie, kochana pani — przerwał lord — zdaje mi się, że nie dla talentów i uroku chcemy cię posiadać, cenimy twój charakter, umysł, widzimy w tobie istotę wyższą, jakiej naszemu społeczeństwu braknie.
— Zawsze monsterko! — odparła Lenora. — Jestem gościnnie przyjęta a obca, nie mam i nie mogę mieć rodziny, a pewna jestem zazdrosnych nieprzyjaciół. Ale przerwijmy tę rozmowę — dodała z uśmiechem — miarkujesz hrabio, że nie mogę się bronić, nie tykając wielu rzeczy, których bym poruszyć nie chciała.
— Jestem posłuszny, milczę — skłonił się hrabia — ale pozwól mi pani zapytać się szczerze, czy postanowienie, o którym mówi pani Laura, jest stanowcze i niezmienne?
— Po długiej rozwadze i namyśle je powzięłam i mam niewzruszoną wolę usunąć się gdzieś w cichy kątek, zniknąć z oczów ludzi.
— Przepraszam panią, będę zmuszony znów o pierwszy przedmiot zaczepić. Niepodobieństwem jest, byś pani została pustelnicą, musisz żyć z ludźmi; czy sądzisz, że w innych towarzystwa sferach lu-