Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ubranie na skromny, zwyczajny strój, w którym w Warszawie wyszła z domu.
Gdy się ukazała, zdziwił się Węgier zmienionej zupełnie i jeszcze wyszlachetnionej postaci. W wózku jego były zapasy podróżne, ludzie rozpalili ogień pod skałą, Lenora siadła na kamieniu, a Palmy miał się za szczęśliwego, że jej mógł służyć. Trzeba przyznać, że szlachetne uczucie dawało jego obejściu z nią delikatność, na jaką by w jego położeniu mało kto mógł się zdobyć. Słowem jednym nie obudził wspomnienia chwili tylko co minionej i przykrej, ani się tłumaczył ze swojego postępowania. Z troskliwością rycerską starał się posługiwać Lenorze i dowiedzieć, czego by po nim wymagała. Nie wątpił wszakże, iż takim postępowaniem serce sobie zaskarbić potrafi. Historia Lenory taka, jaką mu ona opowiedziała, po rozmyśle wydała mu się nieco nadto romantyczna, aby być miała ściśle prawdziwa. Domyślał się w przeszłości innych jakichś przygód, ale to w oczach jego uroku Lenory nie zmniejszało. Każde jej słowo, dowodzące znajomości świata, ludzi, literatury, sztuki wprawiało go w nowe podziwy i zachwyty. Odgadywał w końcu, że heroina jego musiała być pewnie artystką jakiegoś teatru... i niepospolitą. Historia wojewodziny nie zdawała mu się możliwa, ale umiejętnie wymyślona.
— Ha! — mówił sobie w duchu — wszystko to przecie musi się wyjaśnić; to pewna, że nie opuszczę jej, dopóki prawdy nie wyśledzę, a dośledziwszy — jak wypadnie postąpić — zobaczymy.
W czasie spoczynku wśród pięknej Doliny Kościeliskiej rozmowa była prawie obojętna. Dopełniając tego, co mu wprzódy opowiedziała Lenora, dodała jeszcze słówko o Zbigniewie i pokazała pugilares skrwawiony, prosząc Sandora, aby się mogli dowie-