Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieć w Zakopanem, czyli tam co o zabitym młodzieńcu nie słyszano.
Sandor zgodził się na to chętnie, a że wieczór się zbliżał i cienie długie zasnuwały uroczą dolinę, wózek zaprzężono, aby dosiąc Zakopanego przed nocą. Ludzie Palmy znali dobrze drogę, zresztą dosyć już, minąwszy dolinę, utartą i niebłędną.
Tak w milczeniu znów dojechali do wioski. Sandor sam zsiadł z konia, aby nocleg przygotować, a że w Zakopanem przebywa zwykle latem dosyć ciekawych gości, łatwo mu było znaleźć chatę czystą i stajenkę dla koni. Wprowadziwszy Lenorę do izby czyściuchnej i świeżej, której gospodarze przyjęli podróżnych z gościnnością górali, Sandor, nie spocząwszy, poszedł sam na zwiady. Chociaż w tych wioseczkach podtatrzańskich mało na pozór jest życia i ruchu, wśród samotności i ciszy każda nowa wieść rozbrzmiewa łatwo. Ludzie idący do kościoła, spotykający się na gościńcach, rozpowiadają sobie najmniejszą przygodę, cóż dopiero, gdy się coś niezwykłego przytrafi. W Zakopanem wiedziano już o uratowanym nieznajomym, który był w sąsiedniej wiosce na plebanii u księdza. Wprawdzie trudno było domyślić się, czy to był ten sam, o którym rozpowiadała mu Lenora, lecz zbliżenie dat czasu, miejsca, rozgłos, iż Cyganie byli sprawcami morderstwa, niezmiernie prawdopodobnym czyniły znalezienie w uratowanym tego, którego ona za zabitego miała. Sandor, chociaż w nim domyślał się kochanka, rywala, choć był już zajęty swoją zdobyczą do szaleństwa, nadto był szlachetny, żeby śmiał taić przed Lenorą, co posłyszał.
Pośpieszył więc do niej z wieścią pomyślną. Za późno już było dnia tego, by do sąsiedniej wioski pośpieszyć. Lenora słabą też miała nadzieję, ażeby Zbigniew mógł być uratowany; dalszą więc podróż odło-