Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w skuteczność interwencji proboszcza — pobiegł zaraz wszystko do podróży sposobić.
Nazajutrz wózek trzema konikami zaprzężony wytoczył się z dziedzińca plebanii i posunął gościńcem ku stolicy.


— Niechże będzie pochwalony Jezus Chrystus — odezwał się głos we drzwiach mieszkania doktora, który podniósł głowę ciekawie, bo oprócz księdza bonifratra ze skarbonką, rzadko kto tym dawnym obyczajem witał się przychodząc. Nieznajoma postać w ubiorze duchownego, widocznie z prowincji (co krój staroświecki sutanny dowodził), ukazała się w progu.
— Przepraszam konsyliarza, czy mogę go na chwilę trudzić?
— Jestem na usługi, mam jeszcze z pół godziny wolnej — odpowiedział doktór.
— Naprzód się przypomnieć muszę, bo widzę, żeś mnie konsyliarz nie poznał. Jestem proboszczem w Muranowie, dobrach niegdyś ś. p. wojewodziny.
— A, przepraszam. Siadajcie, księże proboszczu, możecie nam bardzo być na rękę teraz, mamy tu...
— Ale wiem i umyślnie dla tego smutnego wypadku wybrałem się do Warszawy — odezwał się proboszcz z westchnieniem. — Mówicie o naszej poczciwej Czarnej Perełce! W więzieniu! o mój Boże! gdyby jej przybrana matka z grobu powstała! w więzieniu! ale wyroki Boże niezbadane... Prosto przystępuję do rzeczy. Wiem, jakie zaufanie miała pani wojewodzina w was, szanowny panie, ja też z ufnością do niego przychodzę. Posłuchajcie mnie:
Święta dobrodziejka nasza, choć usiłowała tej