Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wojewodzina mogła być tak zaślepiona, tak niepamiętna godności własnej i familii, aby pomyśleć nawet podobną istotę wprowadzić do domu i chcieć zaręczyć z siostrzeńcem. To chyba obłąkanie było.
Łowczanka drżąc patrzyła nań, posłyszawszy głos zmieniony; teraz dopiero jej na myśl przyszło, że się z wielu rzeczami wcale niepotrzebnie wydać musiała, załamała ręce drżące.
— A, panie — zawołała — cóż winna wojewodzina! To dziecko cudowne! Sam pan widziałeś, jak wyrosła, co się z nią stało, jak jest piękna, miła i dobra. Cóż krew znaczy czarna i płeć ciemna, gdy dusza wybieleje. A tej duszy nic zarzucić nie można. Któż by tam wiedział o Cyganie. Gdy się kogo kocha, jak my ją wszyscy, na myśl nie przychodzi, czyje to dziecko, bo go serce za swoje przybrało.
— A tak! tak! wszystko to bardzo ślicznie — dodał Alfred — ale mnie jednak Bóg strzegł od tej koligacji. Domyślałem się, przeczuwałem zawsze, że tam coś takiego jest, nadto się wojewodzina taiła... a w ostatku już była nie przy zdrowych zmysłach.
Panna Łowczanka zmęczona patrzyła, słuchała, w uszach jej tętniło, zaczęła kaszlać, rozpłakała się, zwołała Basi, a hrabia się wysunął.
Jadąc do dworu, który teraz pałacem nazywać kazano, świstał wesoło i już był na wpół drogi do niego, gdy mu coś na myśl snać przyszło, zwrócił się do domku Łowczanki.
Zastał ją przy filiżance rumianku z szafranem, który zawsze dla uspokojenia pijała z porady księdza kwestarza. Staruszka rozlała szacowny płyn na kolana, zobaczywszy powracającego gościa.
— Jeszcze słówko, moja panno Łowczanko — rzekł stojąc przed nią. — Przypomnijcie no sobie dobrze... bo tu i o was chodzi. Co się stało z naszymi