Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/167

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    153

    Ha! ha! rzekł Jan, już się nie poskarżysz na nas! mądrześ ty ptasiu ją okiełznał, ale znalazł się mądrzejszy od ciebie!
    — Co to jest? co on gada? cóż się stało?
    — No! no! zażyj tabaki i siadaj po staremu a nie udawaj pana, to ci powiem mój gilu. Nie ma Jejmości!
    — A gdzież się podziała?
    — Pojechała do Brzozówki.
    — Do Brzozówki! I Bałabanowicz porwał się za głowę. Sama! sama pojechała.
    — O! nie, z panem Mateuszem, odpowiedział Jan spokojnie.
    — A zkądże się wziął tu P. Mateusz?
    — Przyjechał i zabrał panią.
    — W Imie Ojca i Syna. To być nie może, tyś pijany hultaju!
    — Znowu się zapominasz, rzekł Jan, daj pokój i nie udawaj pana. Każ sobie konie zaprzęgać i ruszaj ztąd.
    — Ja? ztąd?
    — Taki jest rozkaz pani!
    — Pani to śmiała powiedzieć! To kłamstwo, to intrygi P. Mateusza, ale ja go nauczę. Paniby mogła dać taki rozkaz.