Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
150

wychylił głowę do ludzi, którzy się ciekawie zebrali byli na ganku.
— Słuchajcie moi kochani, rzekł, pilnujcie tu domu, a gdy jutro przyjedzie P. Bałabanowicz, nie dawajcie mu się tu rozporządzać z niczém i nic ztąd zabierać. Nie macie potrzeby słuchać go, taki jest rozkaz pani, nie pozwalajcie mu nic ztąd zabierać. Ruszaj! zawołał do furmana, do Brzozówki, co konie wyskoczą, masz dukat na piwo!
Kareta zniknęła w tumanach pyłu, a zdziwiona tą nagłą przemianą służba, z rozdartemi gębami, długo stała w ganku.
— To coś nowego, rzekł Jan, ale wszakże gorzéj nam nie będzie jak jest, dziéj się wola Boża! No! niechże teraz Bałabanosio powróci, oddam ja mu za swoje!