Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
141

P. Mateusz mówiąc to przechadzał się po pokoju, w największym gniewie.
— I zapewne, dodał, zapisała mu majątek?
— Tak powiadają.
— A żebym był to mógł przewidzieć, byłbym go struł jak psa, zawołał Mateusz. Pięknieś mnie Sędzio wykierował!
— Miałeś swoją wolą —
— A kto mnie kusił, kto mi radził! kto mi pomagał? Ty panie Sędzio! Ha! potrafię się pomścić i na tym łotrze Bałabanowiczu. Pierwszy raz gdzie go spotkam, każę go moim ludziom zbić kijmi w pół śmierci. Ktoby się był tego spodziewał! Ona! ona! prędzejbym uwierzył, że ja zgłupieję! Ale ty siedzisz Sędzio, a tu potrzeba szukać rady, tu potrzeba mnie ratować, ty masz obowiązek.
— Cóż chcesz żebym teraz zrobił?
— Czy ja wiem! Ale ja muszę! ja muszę się bronić, ja nie dam sobie z przed nosa porwać majątku, dla któregom się ożenił!
— Radbym wiedzieć co poradzisz?
— Ja mu uformuję process, ja dowiodę, że Podkomorzyna nie miała prawa rozporządzać majątkiem, że ma pomięszane zmysły!