Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
140

— Zgadnij co ci mam powiedzieć, moja pani? Anna milczała.
Sliczną na Boga nowinę! Sliczną, twoja Ciocia zacna, dobrała sobie parę i poszła za Bałabanowicza! Witam siostrzenicę pani Ba-ła-ba-no-wi-czo-wéj!! A ślicznie żem się ożenił! ślicznie! sześćdziesiąt tysięcy nędznego posagu, żona głupia, a w dodatku połączenie z familją Ba-ła-ba-no-wi-czów!! Do trzysta diabłów Sędzio, tyś to mnie w to uplątał, bodajeś kark skręcił! Gdyby nie ty, jabym był nigdy się nie starał o Annę, niechby była gniła w Złotey Woli, nie byłbym się o nią pokusił. Jeszczem rok męczył się starając o ten kawał słupa! prawdziwie, pięknie wyszedłem teraz z twojéj łaski Sędzio!
Żona posłyszawszy te słowa, uciekła do drugiego pokoju, Sędzia namarszczył się i siedział, a wreście rzekł.
— Nie ciągnąłem za kark Waszeci.
— Aleś mi pomagał, odpowiedział Mateusz, gdyby nie ta przeklęta twoja pomoc, byłbym się starać wolał o tę głupią poczwarę pannę Żegotównę! Kara Boża na mnie! zawiązać sobie świat i tak szkaradnie, tak głupio! To trzeba umrzeć ze wstydu!