Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
96

którzy za nich obowiązani są myśleć, czuć i przewidywać. Przesadzone wyobrażenia o posłuszeństwie, które od młodu wpojone miała, nie mogły się pogodzić z oporem Anny, acz tak bojaźliwie jéj okazanym. Miała to Podkomorzyna za rodzaj chwilowego obłąkania. Anna jak człowiek który doszedł kresu niebezpieczeństwa i nieszczęścia, po łzach wkrótce, odrętwiała na wszystko i obojętnie już, przeraźliwém okiem rozpaczy, patrzyła na przygotowania zaręczyn i wesela. Gdyż wesele odbyć się miało w kilka tygodni, a niezbyt wspaniała wyprawa panny młodéj, łatwo się na ten czas ukończyć mogła.
Przyszedł dzień zaręczyn, była to uroczystość po staropolsku wystawna, pełna ceremonjału, ukłonów, komplementów, wykrzykników, cyfer, vivatów, pijatki i t. d., ale w gruncie smutna. Anna wedle zwyczaju strojna bardzo, była blada, milcząca, i oczy tylko napuchłe, czerwone, zwiastowały o walce, jaką z sobą odbywała. Ta postać smutna przykrym sposobem odbijała od ceremonjalnéj wesołości wszystkich i szalonego humoru P. Mateusza.
Ciotka jak zawsze prosta, sztywna, pilnu-