Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pionego oblicza, co cierpiał, i jak się hamować musiał. Przychodził do niego po kilka razy na dzień, aby mu uścisnąć ręce, spojrzeć w oczy i szepnąć po cichu:
— Cierpliwości, Piotrusiu! cierpliwości! ja chwili nie tracę, ale nam głupstwa dla pośpiechu popełnić nie wolno, bobyśmy popsuli wszystko. Rotmistrz lęka się cienia, najmniejsze podejrzenie mogłaby Marya i dziecko srodze przypłacić. Należy go osaczyć wprzódy, opasać i jak dzika wziąć w łożysku, gdy się będzie sądził bezpiecznym.
Piotrowi łzy kręciły się w oczach, ale nie odpowiadał nic. Obawiał się go tak dalece Wereszczaka, że mu nawet nie chciał dokładnie wskazać domu, w którym Marya była osadzoną, kazał czekać i czekać.
— Wszystko idzie jak najlepiéj, rzekł naostatek, jeszcze dni parę, a spodziewam się, że przygotuję tak wykradzenie twéj żony, iż się ono bez najmniejszego niebezpieczeństwa dokona, ale tu w Saksonii należy być ostrożnym. Rotmistrz ma stosunki, dowodów nie mamy, on ma protekcye, gdyby nas schwytano na jego instygacyę, a wpakowano do Königsteinu, moglibyśmy tam zgnić, i nikt by nas ztamtąd dobyć nie potrafił. Trzeba więc z naszéj strony plecy sobie zapewnić, a to już poczęte, mamy już za sobą hr. Brühla.
Dziś zaś, dodał, jeszcze mi szczęśliwsza myśl przyszła, za którą Panu Bogu dziękuję. Mogę tu znaleźć