Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zgadało się cóś o posłuchaniu u króla, tu Brühl wyznał, że w porze myśliwstwa nie jest ono łatwém, gdyż Majestat odetchnąć też czasem musi po trudach niezmiernych rządzenia dwoma krajami, jednakże dołoży wszelkiego starania, aby audyencyę w najkrótszym jak można czasie otrzymać. Dodał, iż Wojski będzie mógł oczekując, zabawić się oglądaniem stolicy, ogrodów, pałaców, okolic, i że dlań nieomieszka zaproszenia na zabawy dworu.
Rzeczy tedy zdawały się stać tak świetnie, iż gdy przyszło do pożegnania, a grzeczny młodzian przeprowadził ich aż do progu, w progu zaś powtórzył zapewnienia szacunku, sympatyi, poważania, przyjaźni, gotowości do usług, Wereszczaka nie mógł powstrzymać na schodach oznak swéj radości.
— Kochany kasztelanie, nie umiem wypowiedziéć, rzekł, jak wam jestem wdzięczem! Cóż to za miły i jak do was przywiązany, oddany wam kawaler! Nie wątpię teraz, iż dokonamy, co zechcemy, i wszystko powiedzie się jak najszczęśliwiéj.
Kasztelan uściskał go, śmiejąc się.
— A! duszo ty moja niewinna! Jezu najsłodszy, zawołał, to ty poczciwcze bierzesz to za dobrą monetę? ale, mój łaskawco, on co dzień tą samą potrawką karmi pięćdziesięciu, on mnie mało co lepiéj zna niż ciebie, nazwiska może nie pamięta, ale kuglarz taki, iżbyś go rozkochanym w nas sądził. Toć to i bieda, że na ich te obietnice, łamane sztuki, ukłony i uściski nic rachować nie można. Postawi-