Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na, nigdy w życiu nie widział Wereszczaki, lecz zarówno był szczęśliwy z widzenia Niemiry i z poznania Wojskiego, którego nazwiska wymówić nie mógł spróbować. Z kasztelanem zdawali się czule jak bracia rodzeni, śmieli się do siebie, ściskali za ręce, całowali, prawili sobie słodycze, przyskakiwali i odskakiwali, tak, że Wojski wnieść mógł z tego, iż Niemira miał tu ogromne wzięcie i nadzwyczajne protekcye.
Kasztelan oświadczył w krótkiéj mowie, iż znaglony nadzwyczaj pilnemi w domu interesami, o których z rana właśnie pocztą odebrał doniesienie, ubolewa niezmiernie, iż Drezno zmuszony jest opuścić, lecz, że w swoim miejscu zostawi umocowanego krewnego swojego i poleca go łasce, względom, przyjaźni hrabiego.
Hrabia odpowiedział na to, iż nic dlań milszém być nie mogło, nad poznanie tak zacnego i miłego kawalera jak pan Wojski (chociaż z nim jeszcze trzech słów nie mówił), iż będzie najszczęśliwszym, jeżeli potrafi na dworze króla JMci być mu w czémkolwiek użytecznym, że się oddaje pod rozkazy czcigodnego kuzyna kasztelana, i błaga go, aby sobie służyć dozwolił i t. p.
Wereszczaka poczciwy zdumiony był, uszczęśliwiony, przejęty. Natychmiast zawołano sekretarza, który sobie dostojność, imię i nazwisko Wojskiego, przekręcając je jak najdziwaczniéj, zapisał, i zaręczono mu, iż drzwi dlań zawsze będą otwarte.