Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeszcze w pełnym kielichu, ostatnie nasycenie w pochlebstwach bałwochwalców, padających na twarz przed Herkulesem północy.
Formy pańskiego życia nie zmieniały się, treści już w nich nie było. Wspaniała postać nie ugięła się jeszcze ani pod lat ciężarem, ani pod rozrzutnością sił i życia, lecz z twarzy jeszcze promiennéj, wiało już coś smutkiem trupim, pokrytym, tajonym a widocznym. Obok tego świetnego słońca zachodzącego z przepychem i wrzawą, zjawiła się postać następcy, na którym wielkie budowano nadzieje, przypisując mu wszystkie cnoty, przeciwne wadom ojcowskim. W istocie ani tam błyszczących grzechów rodzica, ani cnót skromnych nie było; sztywna nieudolność tajemniczą nicość pokrywała.
Około tych dwóch bohaterskich posągów w perukach wił się świat intrygantów i kuglarzy.
Żaden dwór może nie był tak zjedzonym pokątnemi brudnemi robotami, które okrywały pozory najwycywilizowańszéj, najwykwintniejszéj ludzkości i szlachetności, jak ówczesny saski. Patrząc na dworaków, można było ich wziąć za ideały cnoty i bezinteresowności, w prywatném życiu rządziło niecne kuglarstwo, zawiść i podstępne knowania. Szpiegowano się wzajem, uśmiechając i ściskając, usiłowano obalić całując, przyjaźniono i kochano, aby tém pewniéj wywrócić i zdeptać. Dla przypodobania się panu, nie było ofiary, któréjby nie przynoszono chętnie, moralność wszelka ustępowała adulacyi i wzglę-