Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mythologicznemi obrazy przystrojonéj, na który król i dwór nowe przywdziewali ubiory, z całą okazałością występować pozwolił. Pominąwszy ogród i ulice z dziwacznie w pyramidy strzyżonych drzew złożone, ruszył pochód w głąb lasów.
Na kasztelanie przykre dosyć uczyniło wrażenie, gdy mijając się na zawrocie z wielką częścią konnéj drużyny, spostrzegł na dzielnym wierzchowcu doganiającego dworzan rotmistrza, Wita Zagłobę, który ze swym koniem sztuki wyprawiał i zdumieniem najlepszych kalwakatorów napełniał.
Dosyć było jego przytomności i twarzy, aby popsuć wrażenie dnia tego. Spuścił głowę kasztelan i westchnął.
— Mieli mnie po co prosić, rzekł, żebym na jego dokazywania patrzał i na tryumfy łotra, który się swém szczęściem uczciwym ludziom urąga.
Po blisko godzinnéj jeździe niewygodną w lesie drogą, stanęli wszyscy, i jezdni z koni zsiadać, a jadący powozami wydobywać się z nich poczęli. Mistrze obrzędów, których i na łowach nie brakło, ustawiali wszystkich bardzo troskliwie i każdemu wyznaczali miejsca. Około króla stało osób kilka, nieopodal téż wyznaczono stanowiska kasztelanowi i podskarbiemu. Hr. Orzelska stała przy ojcu, oglądała się kilka razy, pozdrowiła Niemirę, uśmiechnęła mu się, spojrzała na Brühl’a... i zaczęła mówić z królem dosyć żywo. Skwasiło znowu humor dosyć dobry kasztelanowi, gdy ujrzał, iż nieopodal posta-