Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

działa mu, ze swego dawnego życia sceny owe, których pamięć jéj była drogą; opisała Wereszczakę, spotkanie z nim i los, jakiemu uległ. Król August, mając na głowie interesa dwóch krajów i nieszczęśliwą dosyć politykę europejską, i całą sieć intryg, którą ona była osnutą, nie lubił spraw drobnych sam rozstrzygać, ani się do nich mieszać. Całując córkę w czoło, prosił jéj, aby była cierpliwą, że się każe dowiedzieć, a zarazem radził jéj, by w podobne niezrozumiałe processa i instancye za kryminalistami nie wdawała się nigdy. — Znam dobrze tę szlachtę, rzekł, niezmierna duma i samowola ją cechuje, zdaje się im, że wszystko wolno. Któż może wiedziéć, co się tam stało? Przecież, jeśli ich aresztowano i zawieziono do twierdzy, bez powodu słusznego być to nie mogło?
Orzelskiéj zrobiło się smutno, poszarpała końce chusteczki, łza zakręciła się jéj w oku, nie odpowiedziała nic, lecz pomyślała sobie, iż na to inaczéj radzić musi. Późniéj jeszcze jéj było smutno, ale nastąpiły uroczystości u dworu, na których świetniała. Król chciał ją miéć przy sobie ciągle, admirując w niéj wizerunek własny, znacznie tylko upiększony i poprawiony. Piękna Orzelska uchodziła za nadzwyczaj do Augusta podobną; chóry pochwał, unoszące się nad nią, jak najprzedziwniejsze kadzidło, łechtały królewskie powonienie.
Polowanie, bal, fajerwerk, muzyka, taniec, znajomości nowe, zatarły powoli w pamięci przyszłéj