Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zumiała dobrze, iż zniknięcie kobiety i wywiezienie tych panów były w związku z sobą, że prześladowca nieszczęśliwéj znalazł sposób uprzątnienia tych, co przeciwko niemu świadczyć mogli. Oburzyła się w niéj poczciwa dusza; lecz wszystko to musiało się oczéwiście dziać z pomocą tak potężnych sprężyn i wpływów, iż nadziei nawet miéć nie było podobna, coś przeciwko nim począć. Powlokła się do domu, czując chorą i przybitą.
Mąż zastał ją, przybywszy na obiad z zamku, z czerwonemi od łez oczyma. Suzler, jak wiadomo, był kamerlokajem we dworze, wyglądał téż w galonowanéj srebrem liberyi, przy swym wzroście olbrzymim, jak dragon, a był mężczyzna przystojny bardzo, choć nie młody, poważny, bo go służba nauczyła uroczysty wyraz twarzy nadawać, nieco powolny, w gruncie dobry i uczciwy. Zobaczywszy Magdę zapłakaną, a sądząc, że jéj co dzieci spłatały, strasznie się obruszył, zdziwiło go mocniéj jeszcze, gdy na usilne pytania, badania, zaklęcia, przyczyny łez tych nie chciała mu objawić. Flegmatyczny zwykle Niemiec, jak każdy flegmatyk, gdy się w nim nareszcie żółć poruszy, stał się strasznym, taki go gniew opanował.
Bił pięścią o stół i zacząwszy od tego, że się ulitował nad żoną, skończył na tém, iż się poczynał oburzać i srożyć na nią, za to, że mu nic powiedziéć nie chciała. Magda znała to usposobienie męża, którym w powszednie dni władała jak chciała, ale czasu