Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

klęknę, poczęła szybko, bom całą furę plotek przyniosła... całą furę... A! takie różne, śliczne i dziwne... Tylko mi straszno, żeby pani nie łajała.
— Ani łajać nie będę, ani się niemi zabawię... szepnęła Marya.
— E! jużciż zajmą moją dobrodziéjkę, dodała klękając. Zobaczy pani... We dworze gotuje się czegoś jak w kotle... U Panasa pasiecznika był jakiś nieznajomy, niby to jego brat... któż go wié co za człowiek? Antek w karczmie go zobaczywszy, mało nie omdlał... taki był do nieboszczyka pana podobny...
Marya wstrzęsła się.
— Widać, że coś o tém panu to szkaradne niemczysko Welder, doniosło i razem o tém, że u pani pod oknem któś stał i podglądał... więc to zaniepokoiło... posłał pan Weldera nocą na pasiekę...
— Co ty mówisz przerwała Marya.
— Jak paniuńcię kocham, prawda... Klnę się na wszystko święte... niechże pani słucha, bo to nie koniec... ja wiem najlepiéj jak to było. Welder, kiedy tu jeszcze hulali i pili, z parobkami był wysłany na pasiekę do Panasa. Przyszedł, nie znalazł już nikogo... Ale jak zaczęli chatę trząść, znaleźli pałasz i pistolety... Zabrali tedy Panasa do dworu. Ja widziałam sama, jak go raniusieńko przywiedli. Welder szablę panu pokazał... pan pobladł... za głowę się pochwycił.
— Czy ci się nie przywidziało?