Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ie dzieliły od bawialnych, zawsze bywały na klucz dzień i noc zamykane, musiał więc do nich zastukać. Jak wczoraj, gdy żona otworzyła, znalazł Urszulkę w łóżeczku, a Maryę z książką na kolanach przy niéj. Dziecię przebudziło się, i obiema rączkami zasłoniło sobie oczy jakby z przestrachu. Wita uderzył najprzód ten ruch, brwi mu się namarszczyły i padł nic nie mówiąc na krzesło, wskazując dziecko.
— Tak to waćpani uczysz je dobrze... aby mnie nienawidziło! zawołał.
Marya spojrzała nań zdziwiona, ale nie odpowiedziała nic.
— Radabyś uchodzić za męczennicę, a mnie przed światem całym wystawić za nieznośnego tyrana, przecież do niczego nie zmuszam, siedzisz jak zakonnica zamknięta, opłakując kochanego swego Piotrusia... a ja — żonaty, nie mam żony.
— Mości panie, odezwała się sucho Marya, — nie potrzebuję przypominać mu, jak to nieszczęsne małżeństwo przyszło do skutku, mimo mych łez i woli, jakich użyłeś niegodziwych środków, aby ten cel zatrucia mi żywota osiągnąć. Nie mogłeś się potém spodziewać odemnie nic więcéj nad łzy i rezygnacyą.
Wit uderzył ręką w stół.
— Dosyć wspomnień, ja ich nie lubię — dosyć! Jesteś waćpani moją żoną i powinnaś o tém pamiętać...
Marya spuściła oczy... nie odpowiadając. Spokój ten jątrzył go — począł śmiać się dziko, wstał, prze-