Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

widząc się zgubionym, do krwi ściął usta i milczał nie puszczając głosu.
Piotr, który był cały drżący i rozburzony, podniósł głowę, ludzie jego wszyscy stali we wrotach, jakby czekając rozkazów, milczący, przerażeni. Skinął na nich zdala.
— Do karczmy! żeby nikt nie stał na drodze.
To mówiąc, uderzeniem silném pchnął przed sobą jeńca i opierającego się ciągle zmusił wnijść do gospody, potém do izby, któréj drzwi zaraz zatrzasnął. Odezwał się tylko do Kulesza, aby mu sznur podano.
Ani Kulesz, ani inni nie domyślali się, co zaszło, widzieli tylko spór o zajazd i mogli sądzić, że obrażony Piotr, zuchwalca jakiegoś skarcił, jak się to zresztą w owe czasy często zdarzało.
— Co pan czynisz! — przez drzwi odezwał się Kulesz, po co sobie w takiéj drodze biedy nabierać na głowę? Cóż się stało? co ten człowiek zawinił?
— Zostaw mi to, — ja czynię i odpowiadam za czyny moje, — odparł Piotr, — obrażony jestem śmiertelnie, obrazy darować nie mogę.
Kulesz nie śmiał nic dodać; przyniesiono sznury, Piotr sam zwolnił skórzanego pasa, a skrępował bratanka powrozami, ręce i nogi, potém go rzucił przy łóżku o ziemie i resztę sznura do łoża przywiązał. W czasie tego pętania, Wit nie odezwał się ani słowa, głowę zwiesił na piersi, dyszał, milczał. Piotr czuł się tak silny gniewem i pomstą Bożą, któréj był narzędziem, iż człowiekiem tym obezwładnionym ze