Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się jéj krzywda nie dzieje! Żona powinna jechać i iść za mężem, to obowiązek jéj.
— Tam gdzie żona i mąż żyją, jak małżeństwo powinno, odparła Marya, nasze pożycie oddawna cale różne; my żyjemy jak nieprzyjaciele. Mogęż wiedziéć, co mi waćpan zgotowałeś i dlaczego chcesz mnie ztąd wywieść, aby nie miéć świadków tego, co nade mną i dziecięciem spełnić postanowiłeś?
— Na Boga! zakrzyczał Wit — cóż to ja? zbójcą jestem, czy katem?
Marya milczała.
— Jeśli waćpani myślisz, że mnie tym oporem zwyciężysz, mylisz się wielce; — ja nie ustąpię od tego. Tu waćpani sądzisz się panią i opierasz się méj woli, samo to miejsce zły wpływ na nią wywiera, musisz ztąd wyjechać.
— Waćpan możesz — ja — nie chcę! powtórzyła kobieta — nie chcę i nie pojadę.
— Zmusisz mnie do użycia siły.
— Czyń pan, co mu się podoba — nie pojadę.
Wit zachwiał się chwilę, poruszył, potarł czoło, przeszedł po izbie, znać było, że się wstrzymywał, nie wiedząc co począć, ważyć na krok ostateczny czy ustąpić? Po namyśle wrócił i stanął znowu naprzeciw Maryi, ale głosem już złagodzonym rzekł do niéj:
— Chcesz pani, bym jéj prosił — więc błagam, nie zmuszaj mnie do ostatecznych kroków, nie czyń mnie gwałtownikiem.