Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Musiało to być skutkiem choroby — odparł wikary — która zdaje się przechodzić, gdyż zostawiłem go zupełnie spokojnym, i, dzięki Bogu, lepiéj. To mu odejdzie.
— Bardzobym pragnął — dodał uspokojony téż rotmistrz — bo człowiek zdolny, pilny i we dworze mi potrzebny.
Trwoga więc ta, po rozstaniu się z kapelanem, ustąpiła jakoś, ale teraz budziły ją na nowo najmniejsze i nic nie znaczące rzeczy. Podejrzewał ludzi, każdy ich ruch zdawał mu się kryć jakiś zamiar zdradliwy. Stan ten rozdrażnienia stawał się nieznośnym dla niego i dla otaczających. Wpadał po kilka razy na dzień do mieszkania Maryi, podglądał, co robiła, słuchał pode drzwiami, wreszcie nadaremna pogoń za Panasem do wściekłości go przyprowadzała. Rozmyślając tak długo, co począć, stanął wreszcie na tém, ażeby z całą rodziną opuścić wieś, przenieść się do Warszawy, a jeśliby tam choć cień niebezpieczeństwa zagrażał, uchodzić za granicę do Drezna. Tam czuł się najpewniejszym, mając mnogie stosunki na dworze, a towarzyszów przy starym królu i młodym królewiczu. Sułkowski, Moszyński, Rutowski, Bruhl, Flemmingi, Konneritze, Vitzthumy znali go i zaszczycali względy swojemi. Nie mogła go więc, jak sądził dosiądz sprawiedliwość krajowa po za granicami, a tam łatwo mu było jako potwarz i prześladowanie odepchnąć wszelkie obwinienie.
Z tą myślą ucieczki nosił się już od dni kilku rot-