Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mistrz, brakło mu tylko do ryzykowania jéj rzeczy jednéj, pieniędzy, które rozrzucając i szafując, coraz trudniéj mu było dostać. Majątek należał do sieroty i wdowy, on był tylko opiekunem, swojego wiele nie miał, o położeniu tém wiedzieli wszyscy, nie łatwo mu więc było dostać grosza, choćby nawet żonę zmusił do podpisania skryptów wraz z sobą. Próby zaś przynaglenia Maryi do zaciągania długów na majątek dziecinny wcale mu się nie powiodły. Znał żonę swoją, która gotową była cierpiéć, milczała, nie lękała się groźb, odpierała nacisk biernym oporem, niezwalczonym i znosząc prześladowanie, odnosiła ciche zwycięztwo. Raz przywiedziony do gniewu na nią, podniósł rękę i chciał uderzyć, ale spotkał pogardliwy i dumny wzrok i przelękniony cofnął się. Marya nie spierała się z nim prawie nigdy, milczała lub zbywała go pół słowami. Płacz, którym czasem wybuchnęła znękana, nie odejmował jéj energii, wzbudzonej potrzebą opieki dla dziecięcia.
Obfity w najrozmaitsze pomysły rotmistrz, osnuwał już jakąś potajemną sprzedaż lasów na wielką skalę, któraby kilka tysięcy dukatów na podróż przynieść mogła, a tymczasem potajemnie kazał czynić do niéj przygotowania.
Basia tymczasem żywiéj niż kiedykolwiek biegała około interesów swéj pani, okazując z wielką przebiegłością niechęć ku niéj coraz jawniejszą, aby się nikt nie domyślał zdrady. Na list wojewodzinéj poszła odpowiedź tąż samą drogą, ale nim z rąk do