Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

władza, jaka siła nieczysta weszła w niego, w towarzysza ukochanego lat moich młodych, w tego, którego tuliłem do serca, dla któregobym był przelał chętnie krew, którą on ze mnie wytoczył.
— Uspokój-że się, uspokój, pomyśl, środki się jakieś znaleźć muszą — poczęła staruszka łagodnie. — Wiész co, mnie się zdaje, iż jedno najprzód wykonać potrzeba, pod jakimkolwiek bądź pozorem odebrać mu Maryę i dziecię, reszta późniéj łatwiéj już pójdzie. Lękam się jego rozpaczy, i zemsty, i szału.
— Lecz w jaki sposób to dokonać? — zapytał Piotr, załamując ręce.
— Nie potrzebuję ci mówić, że mój dwór cały masz na swe usługi — mówiła staruszka — chociaż znowu, ludzie to spokojni i do tego rodzaju wyprawy nie na wiele ci się przydadzą. Mam środek pewny wysłania listu do Maryi; napiszę do niéj, nie wymieniając powodów, iż jest konieczna potrzeba, dla bezpieczeństwa jéj i dziecka, aby potajemnie dała się uprowadzić tu do mnie. Wybierzemy dzień, gdy jego w domu nie będzie, rozstawim konie, drogę obmyślimy mniéj znaną.
— Lecz kogo użyć do tego? i czy Marya nie ulęknie się téj ucieczki?
— Najtrudniejsza rzecz ludzi dobrać — szepnęła wojewodzina. — Nie obejdziemy się bez zwierzenia komuś, szukam w mojéj biednéj głowie i nie widzę nikogo, oprócz poczciwego mego marszałka Kulesza. Jest to stary wojskowy, dusza prawa, serce szlache-