Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Słowem roboty było dużo, troski mieli wszyscy dosyć, a Mamert stękał najbardziej, że mu chłopaków miało w zakrystyi zabraknąć i do nabożeństwa. Za złe miał nawet proboszczowi, że dla nich nie wiedzieć jakiej edukacyi szukał, gdy czytania, pisania i ministrantury byłoby dla nich dosyć na życie całe.
— A mało to ludzi z tem żyje, Pana Boga chwali i na zbawienie zarabia, bez gorszenia ludzkiego! At! takie czasy! Mądrości się wszystkim chce. Aby tylko dusz przez to nie pogubili.
Do tych, co po chłopcach tęsknić mieli, należał i głupi Bartoch.
Prawda, że w początkach bywały między nim a nimi nieporozumienia, że kilka razy do passyi go doprowadzili, lecz później i oni mu się strzegli dokuczać, i on się do nich przywiązał. Zdaleka lubił bardzo przypatrywać się ich swawoli, ruchami rąk i nóg wyrazistemi jakby dopomagając do niej. Gonił ich oczyma, może zapożyczając u nich wesela. Bawiła go ich zręczność, puszczał się czasem biegać, gdy się na wyprzódki ganiali, ale dopędziwszy ich zasapany, uciekał. Zblizka bowiem nie śmiał nigdy do ich zabaw się mieszać. Gdy dzwonił, a chłopcom też napadła ochota do sznurów, nie bronił im nigdy tego.
Przygotowania do wyprawy dla chłopców, czyniły go widocznie smutnym. Stawał zamyślony nad skrzynkami, które na słońcu u ściany folwarcznej suszono, wpatrywał się w nich zdala, jakby w pamięci wesoły obraz ich chciał zatrzymać. Wszyscy po trosze, jak on, nie mówiąc o tem, żałowali chłopaków i przewidywali, jak na probostwie bez nich pusto będzie i smutno.
Zbliżała się ta chwila rozstania. Hołłowicz, który pilno się dowiadywał, kiedy wszystko będzie gotowe, przyjechał raz ostatni dla oznaczenia dnia. Ks. Paczura zobaczywszy go, aż posmutniał, nie śmiejąc się do tego przyznać, iż rad był zwlec odjazd dzieci.
— Ale czego bo się tak spieszycie? rzekł do