Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Do Chaima, który był gaduła, schodzili się wszyscy na folwark, już dla plotek, już dla przypatrywania się robocie, miał bowiem sławę o tyle zręcznego, o ile niesumiennego majstra.
Matłachiewicz ubolewał, że dla tych urwisów, z których nigdy nic być jego zdaniem nie miało, proboszcz tyle i takiego sukna poświęcał. Ujmowała się za nimi Magdalena, szwargotał Chaim, a chłopcy to przez okno, to od drzwi zaglądali. Dopieroż gdy przyszło przymierzać sfastrygowane, każdy był innego zdania: Chaim bronił swej roboty, Matłachiewicz utrzymywał, że odzienie jak wór leży, ksiądz domagał się, aby było szerokie i na wyrost. Prowadzono obu w tych bez rękawów opończkach z folwarku, jak w processyi na plebanię, tu się musieli i z jednej i z drugiej strony prezentować, aż póki ks. Paczura wyroku swojego nie wyrzekł. Wszędzie być miały zakładki. Ubranie na długie lata starczyć miało — a no, ta młodzież tak wyrasta prędko!
Już się Chaima robota kończyła, już i powolny a sumienny Seredowicz wkrótce gotowym być obiecywał, gdy dopiero ks. proboszczowi na myśl przyszło, że tu jeszcze i dwóch skrzynek dla nich było potrzeba, aby mieli gdzie złożyć rzeczy i książki i uczyli się je utrzymywać w porządku. Nie było gotowych na probostwie, znowu więc troska, aby i suche były i porządnie okute, a ks. Paczura przebąkiwał, że pomalowaneby być powinny, przeciw czemu Magdalena zaprotestowała.
— Jeszcze czego — rzekła — żeby ich elegancyi uczyć i psuć. Do czego się to zdało!
Proboszcz się dał przekonać, i skrzynki kupiono w miasteczku bardzo proste, do kłódek. Obaj bracia poczęli zaraz tegoż wieczora uczyć się zamykania ich i odmykania, przyczem Wickowa kłódka nie wytrzymała. Lament wielki, a litościwa Magdalena w sekrecie kazała ją naprawić. Ślusarz zaręczał, że dopiero teraz trzymać będzie lepiej niż nowa, towar był tandetny.