Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża opieka.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

burga w niemiłem towarzystwie policyjnych strażników.
Szukano oczyma pana Jana wśród królewskiego dworu, i dowiedziano się z podziwieniem, iż natychmiast podziękowawszy za służbę, zamek opuścił. Między innemi doszła o tem wiadomość i do pana podskarbica, który się głęboko nad nią zadumał. Uwolnienie Janka nowym go nabawiało niepokojem; posłał na zwiady zaraz, dokąd się udał, i jakie miał zamiary nadal. Dowiedzenie się wszakże nie tak było łatwem, jak się zrazu zdawało. Wprawdzie wyniósł się z zamku, lecz dokąd, nie spowiadał się nikomu. W mieście nikt go nie widział, domyślano się, że mógł wyjechać, a podskarbic zaczynał go posądzać, iż mógł się udać do Krakowa. Cóż, gdyby powziął myśl jechać z podziękowaniem do ex-wojewodzinej?
Zaniepokojony mocno podskarbic kazał szukać kulawego Brzeskiego, nie wiedzieć w jakich zamiarach. O tym wiedział z pewnością, że się znajdował w Warszawie, a nie wątpił, że o schronieniu Janka i jego projektach wiedzieć musiał.
Nieszczęśliwemu kuternodze trudniej się było ukryć ze swoim kalectwem, niż komu innemu; wynaleziono go wprędce w jakimś dworku za Nowym Światem. Posłannik podskarbica znalazł jego i żonę pakujących się do podróży. Na zaproszenie Brzeski ramionami ruszył, coś odmruknął niewyraźnego, ale w końcu dodał: No, to przyjdę.
Zjawił się nazajutrz kwaśny i posępny. Podskarbic, który noc spędził niespokojną, kazał zaraz drzwi pozamykać i wciągnął go do najdalszego gabinetu.
— Słuchaj Brzeski — rzekł — gadajmy po ludzku... Jesteś na mnie zły, a to jabym na ciebie się wściekać powinien. Jednakże widzisz, przebaczam ci...
— Ale zapewne! — przerwał kuternoga — a ja panu nie przebaczam, boś mnie w ciągnął w to... że ja całe życie pokutować muszę...
— Boś głupi — odparł podskarbic — cóżeś takiego zrobił?