Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża opieka.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miała. Zebrani doktorowie bardzo byli o nią niespokojni, matka jedna i siostry domyślały się przyczyny tego wstrząśnienia i choroby... Wielkie było podziwienie pani pisarzowej, gdy oznajmiono króla, a większa jeszcze radość, gdy się ukazał, wiodąc za sobą Leliwę. W kilku słowach zrehabilitował młodzieńca, który stał zarumieniony z należnem poszanowaniem w progu. W tejże chwili Ludwika, która była przytomna przyjęciu, pobiegła do łoża siostry szczęśliwą jej oznajmić nowinę.
Można sobie wystawić, jak radość była wielka i jak podziałała na chore dziewczę, kiedy ku wieczorowi już tego dnia lekarze znaleźli polepszenie. Pisarzowa zapomniawszy ostrożności, chciała posłać do zamku i zaprosić pod jakim pozorem Leliwę do siebie, lecz biedny chłopak zaledwie wrócił z królem do zamku, zabrał co miał i natychmiast dwór i służbę opuścił...
Ks. kustosz niezmiernie go żałował. — Harda dusza, harda dusza — powtarzał — dziwować się nie ma co, krew to szlachecka, która choć urazę przebaczy... zapomnieć jej nie umie. Ani mu się dziwować godzi, iż dwór opuścił; daj Boże tylko, by się nie zmarnował i nie przepadł.






Gdyby był Janek pragnął, mógłby zostać na dni kilka przynajmniej prawdziwym bohaterem, tak cała Warszawa zajmowała się jego przygodą, którą umyślnie, dla zupełnego oczyszczenia chłopca niewinnie pobudzonego, ogłosił w gazecie swej ks. Łuskina, opisując zarazem historyą Tomasza Price alias Jana Müllera... który teraz wybierał się do rodzinnego Ham-