Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tym wzrokiem, który czasem przykrzejszy bywa od słowa..
Chorąztwo tylko oboje, choć im o tem doniesiono zaraz, starali się nie pokazywać po sobie, że i ich to może zabolało.
Taka zmiana uczuć ludzi otaczających, choćby się z nią przez uczucie przyzwoitości najstaranniej ukrywano, musi przecież dotknąć człowieka. Jaś też w parę dni, owiany chłodem jakimś, mimo oznak przyjaźni, miarkował, że się położenie jego niewidomym sposobem zachwiało. Milczący, nie miał się nawet komu poskarżyć, przed kim wytłumaczyć, szukając lekarstwa, zakopał się w bibliotece, a choć go serce ciągnęło do Romaszówki, choć dał słowo, że częściej tam przyjeżdżać będzie, umyślnie o tem zapominał.
Jeden pan Aleksander zdawał się jeśli nie rad tej odmianie, to przynajmniej zawsze równie przychylny Janowi, owszem, jakby mu chciał zapłacić za drugich, zbliżył się jeszcze do niego i czuwał więcej niż każdy.
Taki był stan umysów w Borowej, gdy pani Bulska, o której oczekiwanym przyjeździe nikt nie mówił, choć wszyscy go ze strachem, pragnieniem, ciekawością oczekiwali, jednego wieczora nadjechała wreszcie, dworniej niż wprzódy i zajęła wyznaczone jej pokoje, wprost do nich wysiadając.



Wiadomość o jej przybyciu różnie podziałała na wszystkich; staruszka uklękła i poczęła się modlić, chorąży żywiej przechadzał się po swojem mieszkaniu, pan Aleksander zbiegł z góry, chcąc ją zaraz w ganku powitać, panna Jamuntówna, mimo przyjaźni z Bundrysami, uśmiechnęła się jakoś dwuznacznie, kapitan Zbrzeski siadł, choć to był wieczór, do brzytew, a ksiądz Ginwiłł pochmurny, zobaczywszy pojazd, który poznał przesuwający się aleją, załamał ręce i pozostał chwilę w głębokiem zamyśleniu.