Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ctwem, co wkrótce po śmierci jego nastąpiło, i kawałek ten ziemi przelano im na dziedzictwo. Jan musiał przyjąć ofiarę uczynioną tak serdecznie, że odrzucenie jej przez dumę byłoby obrazą i grzechem; wkrótce później sprzedał część ojcowską i Czelakowszczyznę, całkowicie się już przeniosłszy do Kryłowa, który swoim mógł nazwać, i począł urządzać jak w domu. Stary Bundrys też oddał mu dzierżawę Romaszówki i Horkowicz, przez pośrednictwo pani Osmólskiej ośmielając go powoli, oswajając z myślą starania i ożenienia z Kostusią, do której go zbliżał, niecierpliwiąc się i zżymając, że Jan wcale z tego korzystać się nie spieszył.
Czekał i czekał pan sędzia, wywołując oświadczenie, nareszcie niespokojny, dokonał dzieła po swojemu, to jest rubasznie i żywo rozcinając ten węzeł gordyjski.
Trwało staranie się o Jana, inaczej bowiem nazwać to trudno, rok z górą, a Bronicz choć się zapamiętale kochał, oświadczać nie miał ani myśli, ani odwagi, ni pannie, ni ojcu.
Sędzia, który udawał jakby nic dotąd nie widział, czekał, zagadywał, naprowadzał, w ostatku znudziło go to, i gdy raz Bronicz wieczorem nadjechał, wziął go do swojego pokoju, a tu marsa nastroiwszy, nagle zapytał groźno:
— No! cóż to sobie waść myślisz! jak się zowie? Córkę mi bałamucisz, jeździsz, wzdychasz, cały już świat gada o tem, a ty, jakbyś był Bogu ducha winien, ani w głowie ci żeby się oświadczyć... Taż to już pora przecie? Tak nie może być...
— Ale ja... — zawołał wylękniony Jan — ja... nie miałem tej myśli!
— Ale ja, jak się zowie — przerwał Bundrys podrzeźniając go — ale ja mam oczy; co to ja nie widzę? cierpię, cierpię i cierpliwości zabrakło, waćpan jej nie durz, żeń się zaraz i kwita...
— Na Boga się panu sędziemu zaklinam, ze myśli tej nie miałem nigdy!
— A po cóżeś mi córkę bałamucił! ot co?