Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wszystkiem co mi było najdroższe, na spokoju, wierze, na sercu... na złudzeniach... Tyś wart innej, czystej miłości, nie tego biednego serca, przez które tyle żółci przebiegło, ani was, ani ciebie nie jestem godną!!! Odwróciła się, łzę mając w oku.
— Ale ja ciebie kocham! — rzekł z uczuciem pan Aleksander — ty sama się spotwarzasz... tyś biała i czysta dzisiaj... a ja bez ciebie żyć nie potrafię!!! spokój mój, przyszłość, szczęście nasze, od ciebie zawisło...
— Nie! nie! nie! — zawołała hrabina — nie mów mi tego, szanuję was i kocham, ale wśród was niegodną jestem zająć miejsca, które Bóg dla godniejszej odemnie przeznaczył... dla mnie klasztor... wdowia żałoba... i pokuta...
Po twarzy pana Aleksandra poznała wrażenie jakie robiły jej słowa, i żal się jej zrobiło biednego człowieka.
— Mylisz się panie Aleksandrze! — odezwała się po chwili — twoja miłość nie jest tak gwałtowną, by szczęścia warunkiem być miała, pójdź w świat, pojedź dalej, szukaj; znajdziesz kobietę, którą i rodzice twoi z radością, i ty z dumą pod dach ten wprowadzisz... Teraz posłuchaj mnie jeszcze; sama narzuciłam się w chwili znużenia wam wszystkim, przybyłam tu — ludzie nie powiedzą inaczej, tylko żem chciała cię pochwycić, rachując na to ożenienie i na zimno go pragnąc jak jakiegoś szczebla, by wyżej się podnieść. Powiedzianoby żem ciebie uwiodła... a ja także mam dumę swoją i dziś... dziś chce być czystą!
— Wiec ani iskierki przywiązania! ani słowa pociechy! — przerwał chorążyc — nic! nic dla mnie...
— Mój biedny Olesiu! — żywo przerwała kobieta — mylisz się, kocham cię, kocham... ale twoją nie będę, może dla tego, że kocham... a nie jestem pewna, czybym wydołała twojemu szczęściu i moim obowiązkom... Ja sama siebie nie znam i sama sobie nie wierzę... jutro, jak owym zamkniętym słoniom, przyjść może chwila szału, i zerwę więzy i wywrócę domy i polecę