Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

uśmiechu, w oczach łzy się kręciły, niepokój zdradzał każdym ruchem.
Ten stan jej, przywiązanie pana Aleksandra podniósł jeszcze, i widoczniejszem uczynił dla wszystkich; wesoła onieśmielała go, strapiona przyciągała gwałtownie, zapomniał o wszystkiem i jawnie już nie odstępował na chwilę.
Starzy patrzali i milczeli.
Pierwszych kilka dni przeszły bez widocznej różnicy na pani Bulskiej, która starała się jak najmniej miejsca zajmować, jak najmniej być widoczną i natrętną, zastosowując się do obyczajów domu, i nie dozwalając by dla niej cokolwiek z nich naruszano. Wszyscy zresztą mniej więcej teraz przylgnęli do nieszczęśliwej i powoli godzili się widząc cierpiącą; każdy przychodził z słowem pociechy, z chęcią ulżenia ciężaru; nawet stary chorąży przemówił kilka razy tym tonem pełnym dobroci, który rzadkie jego słowa czynił tak miłemi.
Z obawą jednak oczy mieszkańców Borowej, zwracały się na tę postać osmutniałą, zmienioną do niepoznania, zdając nie dowierzać jeszcze nawróceniu, upatrując ciągle, czy nie błysną znów oczy jej szyderstwem, usta sarkazmem i zalotnością. Nadto przywykli widzieć ją zmienną i codzień inną, by łatwo uwierzyli, że taką jaką była, mogła pozostać; Leon nawet pojąć jej nie mógł. Człowiek tak ciężko zrzuca barwę, którą przejęło go życie, tak rzadko ulega zupełnemu wynaturzeniu, tak niespodzianie czasem powraca do nałogów dawnych, że gdy na jego przetwarzanie się patrzymy, długo oczom nie wierzym... Ale poczciwe serca rychlej zawsze w dobre niż złe wierzyć są skłonne; przestrach ten ustawał powoli, a hrabina szczerością uczucia przyczyniała się codzień do uspokojenia przyjaciół.
Tak dzień za dniem wśród cichego życia Borowej upływał, a mieszkańcy jej, jakby sobie dali słowo, między sobą nawet unikali rozmowy o biednej kobiecie.
Znać jednak było, że powoli przywykali do niej, zaczynali ją kochać, godzili się z nawróconą.