Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tak z palca wyłamać, potrzeba się nam dobrze rozgadać... umówić, waści rozpatrzyć, mnie obwarować... więc jutro mi przyjeżdżaj, nie ma rady, i tymczasowym, bo to ja, jak się zowie, nudny jestem formalista — obejmuj, rządź, doglądaj, objeżdżaj, a już tam te ceregiele in tractu tego się dopełnią.
— Ale jakże mogę obejmować?..
— Już ty mię nie pytaj — podchwycił sędzia — ja ci mówię obejmuj... a my się ułożymy... tylko przyjeżdżaj...
Odprawiwszy tak Jana, który nic w końcu zrozumieć nie mógł, Bundrys zasiadł zamyślony, poczynał przewidywać trudności, nie wiedział jak się tu dalej obrócić, aby Jana do oświadczenia skłonić, miarkował, że się nigdy sam nie odważy na krok taki. Tymczasem widząc go z córką, ani o przywiązaniu jej do niego, ani o uczuciu Jana dla niej nie wątpił.
Chodziły mu różne, przeróżne projekta po głowie, gdy córka weszła dać dobranoc.
Spojrzał na uśmiechnioną dzieweczkę i westchnął.
— Ej, słuchaj no, Kostko moja — rzekł — siadaj no... coś ci mam powiedzieć, mój robaczku...
— Co ojciec każe?
— Ot tak, najlepiej prosto z mosta... jak ci się Jan podoba?
Kostusia raka upiekła ogromnego.
— Ale kochany Ojcze...
— Tylko się nie wykręcaj — no! ubogi chłopiec, ale nieprawda, że i caca i głowa i serce poczciwe? He! no, pomiarkuj no, jakbym ci ja go dał za męża?
— Na to — zawołała Kostusia śmiejąc się i biorąc słowa ojca w połowie za żart — na to, pani Osmólska nigdy nie pozwoli...
— A! co mi tam Osmólska... będę się jej pytał? Gadaj no ty, czy on tobie do serca przypada, czy nie... ot tak, moje dziecko, szczerze jak przed konfessjonałem. Ja na was patrzę, tyś mu rada, wesoła jak przyjedzie, chichoczesz się z nim, w oczy mu zaglądasz... no? podobał ci się?