Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pan Aleksander osłupiały stał w ganku, jakby z niego duszę wyjął, i nie wszedł do domu, aż go matka sama wprowadziła, kilką cichemi słowy przywodząc do opamiętania.
Zamknięta w powozie popłakała odjeżdżająca chwilę, ale wnet nowe wrażenia, rozbiły smutek im silniejszy, tem krócej trwający. Wieczorem była już u siebie, a tu oglądanie budującego się domu, rachunki, projekta, tak ją chwyciły i zajęły, że prawie nie pomyślała o Borowej, do której tylko z uśmiechem jakimś westchnęła spać się kładnąc.
Oczekiwała do późna pana Aleksandra, sądząc, że ją powinien dogonić tu jeszcze, a nazajutrz gdy nikt nie przybył, pojechała w dalszą drogę. Wracała tak do starych zwyczajów i życia dawnego, jak się z niemi rozbratała, a z razu zdawało się jej że na nowo odżywa i młodnieje, wesołą była i do niepoznania rozpromienioną. Na pierwszej poczcie niespodziane spotkanie hrabiego Tytusa, który nie mogąc powstrzymać Włocha, sam z nim do Borowej, na straży będąc postawiony, powracał — przyczyniło się także do rozweselenia pięknej Dosi, która i do starego eleganta i do Salvianiego poczęła się uśmiechać z dawną nieopatrznością i roztrzepaniem. Panowie ci poprzedzili ją w dalszej drodze kurjerem, zamawiali konie, obmyślali niespodzianki, przybrali sobie w pomoc, jednem wejrzeniem hrabinej oszalonego, młodego Wołyniaka którego w drodze spotkali, i tak otoczona już dworem, wjechała do stolicy obiecując sobie nigdy do nudnej Borowej nie powracać.
Tem swobodniejsza jeszcze czuła się tą razą, że nawet Leon jej smutną swą twarzą i wiekuistym wyrzutem nie uprzykrzał się, został bowiem przy panu Aleksandrze i poczętym obrazie, pierwszy raz oddawna i żywo pracą zajęty, za czarodziejką gonić nie pragnąc. Dla niego towarzystwo Borowskie, wpływ ciszy i pokoju, pobożności i tego wesela jakie daje spełnienie obowiązków i sumienie czyste, były pierwszem lekarstwem, które podziałało silniej na zwątlone siły.