Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

życzysz, uboższy nie zapragnie majętniejszej od siebie żony.
— E! to już mosanie metafizyka, jak się zowie... tak się na świecie działo od wieków, a jak się pokochają dwoje, czy to tam myśleć, kto ma więcej? albo to im w głowie...
Jan zamilkł i zamyślił się, chciał zaraz odwrócić rozmowę, ale uparty sędzia nie dał mu się wykręcić.
— Tak! chłopcze tak — rzekł — wydam Kostusię za ubogiego... lepiej jej z tem będzie, wolę prostego szaraczka brata naszego nad tych paniczyków, którym serca wyrywają jak zęby spruchniałe, żeby nie bolały, co myślą, że dla ich czupryny i miny, królewne szaleć powinny, i gdy po francuzku zagadają, a broń Boże podróżowali i powąchali powietrza nie naszego, już się ich nie dokupić! żebym chciał takich błaznów, to ich teraz na fury brać, to bieda, że ja czego innego szukam...
— O! czas pan masz jeszcze rozpatrzeć i znaleźć.
Zagadał potem Jan cietrzewiami starego, wpadli na słomki, których ciągi się poczynały, nuż o polowaniu, z tego o Kryłowie i Bundrys w ostatku zapytał:
— No! powiedz-że mi Jasiu, a dalej co ty myślisz?
— Ogromne mam projekta — odparł wesoło Jan — rodziców sprowadzić tu na wypoczynek, pracować dla nich i fortunę na Kryłowie zrobić...
— O! to ci będzie trudno, mój chłopcze, jak się zowie — rzekł stary — Kryłów maleństwo, starych i siebie przeżywisz, ale daleko nie zajedziesz tem; no... a przecież i ożenisz się kiedyś?
— Chyba nie rychło — odparł Jan — gdzie mnie o tem myśleć? Andzię trzeba wyposażyć i za mąż wydać wprzódy, dorobić się żeby było na dwoje, a dopiero obejrzeć czy kto razowy mój powszedni chlebek zechce ze mną podzielić...
— Ta! ale by ci coś żona przynieść z sobą mogła?
— Ja się bogato wcale ożenić nie myślę i nie chcę — przerwał Bronicz — niech mnie Bóg broni! gorżki by mi był chleb cudzy...