Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

włócząc. Jakby mi parę koni, wózek, chłopek do usługi i tam z półtora, ze dwa tysiące złotych na kapotę, byłoby aż do zbytku. Co na to mówisz, Jasiu?
— Że pan o tem niepotrzebnie myślisz, chwała Bogu siły służą, na co się wydziedziczać!
— A djabła tam służą! wolałbym już czasem za piecem siedzieć i z ludźmi się nieujadać, a na poczciwą Kostusię sobie patrzeć, ciepłe popijając piwko.
— No! to panu nie trudno będzie gospodarstwa się zbyć i córki.
— Myślisz? to! to! ja bo trudny jestem, chłopcze! Ot widzisz, żebym był mruknął, pisnął, byłby się wasz pan Aleksander z nią ożenił, a Uchański w kolanoby mnie pocałował, żebym jego synkowi dał Kostusię, że o innych nie gadam, bo jest tych konkurentów bez liku; ale ja dobrze wybierać muszę. Dziewczyna sama jedna na świecie, ja niedługowieczny, nie tylko męża, ale ojca i matki w nim potrzebuje. Bogatego nie chcę, niechby sobie i kapoty nie miał na grzbiecie, aby szlachcic, a poczciwy, będzie dosyć i dla nich i dla dzieci Horkowicz i Romaszówki, jedz, pij i popuszczaj pasa!
Co ty na to panie Janie?
— Ja sądzę, szanowny sędzio! że takiemu ojcu jak pan, i takiej jak panna Konstancja córce, Bóg da wszystko czego zapragną, boście godni błogosławieństwa, a niekoniecznie tam między ubogiemi przyjdzie szukać pryjmaka, trafi się i z majętnych ktoś poczciwy.
Bundrysa ubodł widać ten wyraz pryjmak, który oznacza parobka do córki przyjętego, zwykle z chaty uboższej do bogatszej, w której tylko jedynaczka zostaje.
— Ale bo ja panicza nie chcę, a szlachetki...
— Rozumiem — rzekł Jan — tylko pan patrz czy szlachetka zechce choćby po największe szczęście sięgnąć, nic nie mając sam i przychodząc z rękami gołemi pod cudzą strzechę. — I to położenie nie do zazdrości; tak samo jak sędzia bogatszego dla córki nie