Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

maszowiecki, nie dojechać do sąsiada, i w jakiś dżdżysty dzień, gdy w polu zajęcia nie miał, Jan parą koników pobiegł do Bundrysów. Stary tylko co był odjechał, tak nawet jakoś niegrzecznie drapnął jakby przed gościem uciekał, bo mógł go widzieć zdala ciągnącego do dworu, a drugą drogą w pole się wysunął; przyjęła go sama panna Konstancja z panią Osmólską, zapowiedzią, ze ojciec na wypadek przewidywanego przyjazdu, prosił aby Bronicz na niego poczekał i nie odjeżdżał z nim się nie widząc.
Że to było po objedzie, a do wieczora kawał czasu, i pani Osmólska w ciągłych jakichś około domu zajęciach wychodziła co chwila, Jan z Konstancją zostali prawie sami. Nadto mało znał świata i miał zarozumienia Bronicz, by z tego położenia wnioski jakieś wyciągał i domyślał się czegoś; brał to naturalnie jak było, po prostu i nie uderzało go to, że mu polecono bawić Kostusię, bo nie przypuszczał nawet, żeby zuchwałem okiem miał się podnieść do niej. — Zbyt wiele od ojca wyuczył się dumy szlacheckiej, by ofiarą spokoju i upokorzeniem dobry byt okupywać, ani mu się śniło nawet o bogatej dziedziczce. A jeśli w snach niekiedy przesuwała się przed nim postać dziewicza, wprawdzie niewiedzieć jak i dla czego miała rysy Kostusi, ale nie była panną Bundrysówną, tylko ubogą jak on szlachcianką zagrodową.
Tymczasem sam nie zdając sobie sprawy, ani z tego co się z jego sercem działo, ani z następstw jakie zbliżenie się zbyt poufałe do pięknej Bundrysówny pociągnąć mogło za sobą — w tych godzinach samotnie i swobodnie z nią spędzonych, Jan do szaleństwa się zakochał, nazwiska uczucia tego nie śmiejąc wymówić. Zdawało się że i panna Konstancja nie była obojętną dla niego, przywitała go cała zarumieniona, nie kryjąc radości swej, i w chwilę potem już z nim była tak jakoś po bratersku, serdecznie poufale, tak się z sobą śmieli, tak wiele mieli sobie do opowiadania, tak się zajęli wzajemnie, że ani widzieli przesuwającej się z dosyć kwaśną miną pani Osmólskiej, ani policzyli